Zbrodnia Ikara
IKAR:
Ach drogi tato, jakie fajne skrzydła
mi ulepiłeś z mydła i powidła,
które nasza mamusia na zimę zrobiła.
Mam nadzieję, że jeszcze z pralni nie wróciła,
bo gdy wróci i zajrzy do naszej spiżarki,
z powodu braku przetworów ukręci nam karki.
DEDAL:
Nie martw się synu. Ojciec twój przebiegły
pod drzwiami spiżarni poukładał cegły,
nie omieszkając także zaprawą ich scalić.
Teraz synu musimy prędko się oddalić.
IKAR:
A skąd wiedziałeś ojcze perfekcyjny
jak zrobić skrzydła?
DEDAL:
Motoryzacyjny
poradnik dzisiaj rano w kiosku zakupiłem.
i piękne skrzydła dla nas obu ulepiłem.
Więc do Ikarii synu odfruwamy.
Czym prędzej lećmy, póki nie ma mamy.
(Ikar i Dedal wzlatują w powietrze)
IKAR:
Ach jak cudownie tato, ach jak bosko
tak sobie lecieć nad ta naszą wioską!
Popatrz, chałupa stryja nie posiada dachu!
DEDAL:
Uważaj synu byś nie spadł do piachu.
Steruj uważnie, nie patrz co pod nami.
Zwłaszcza, że w dole mama wygraża pięściami
na tle wiejskiego sielskiego pejzażu.
IKAR
Tato, od dzisiaj możesz mówić mi zbrodniarzu.
DEDAL
Ach co ty mówisz synu mój skrzydlaty!
Ranisz tym uszy oraz serce taty.
Jakaż to zbrodnia obciąża sumienie Ikara?
IKAR
Och tato wczoraj rano zabiłem komara.
Taki był uciążliwy, wciąż brzęczał nad uchem,
więc go, tato, zdzieliłem prosto w łeb obuchem
od siekiery, którą następnie w piwnicy schowałem.
A zbrodnię ową starannie wcześniej planowałem.
I kiedy już zatłukłem wstrętnego owada,
zobaczyłem, że ciotka Lizawieta, blada
pojawiła się w progu, w pokoju przechodnim,
stając się mimowolnym świadkiem mojej zbrodni.
Strach przez zdemaskowaniem ogarnął me ciało.
znów złapałem siekierę i wiesz, co się stało.
Ta zbrodnia, tato, obciąża wielce me sumienie.
Podfrunę bliżej słońca, niech jego promienie
dosięgną moich ramion i roztopią skrzydła.
DEDAL
Uważaj synu, abyś nie wpadł w stado bydła,
które zaraz pod nami na łące się pasie.
Może zechcesz się zabić gdzieś na dalszej trasie.
Wolisz upaść do wody lub na zboża łany,
tak by upadek został zamortyzowany.
IKAR
Popatrz tato pod nami błyszczy lustro wody
Chyba zaczerpnę ja w nim ostatniej ochłody.
Żegnaj więc ojcze drogi, co tu dużo gadać.
Pozdrów ciocię Praksedę, ja muszę już spadać.
KONIEC