środa, 25 marca 2015

Z archiwum Y po renowacji

Ostatnia uczta staropolska 


Na koniec z trzaskiem na oścież otwarto drzwi sali,
tak iż Wojskiego w progu przeciąg z nóg powalił,
zdarłszy mu z głowy czapkę, a ta niczym ptaszę
poszybowała nad stoły i wbiła się w kaszę,
która na środku stołu w misie parowała.
Czapka zaś niczym totem na niej spoczywała.

Dziś Wojski przybył na ucztę w innym charakterze,
od wczoraj jest on bowiem polityczne zwierzę,
czyli marszałek dworu, co wszystkich rozstawia
po kątach i monologami solennie zabawia.

Gdy się więc Wojski pozbierał i do kupy złożył,
ochoczy  duch weń wstąpił i na nowo ożył,
bowiem wnoszono właśnie z kuchni serwis wielki
napełniony po brzegi złote jadłem wszelkim,
zaś na zewnątrz zdobiony w historię polskiego sejmiku.
Postawiono ów serwis w centrum na stoliku.
Natenczas Wojski zamiast kazać do stołu zasiadać
jął historyję z serwisu gościom opowiadać.
Goście słuchając Wojskiego po kątach ziewają,
a wszystkim bez wyjątku kiszki marsza grają.

Kiedy dobiegła końca historyja cała
szlachta niczym wataha wilków wygłodniała
rzuciła się do półmisków, na których kiełbasy
mieniły się w świec świetle blaskiem swojej krasy.
Był tam też gęsi smalec i inne pyszności,
by z honorem i klasą móc wszystkich ugościć.

Tadeusz i Zofija do stołu nie siedli.
Zajęci częstowaniem włościan chodząc jedli,
lecz zbyt łapczywie, bowiem kurza noga
utknęła Tadeuszowi w oddechowych drogach.
Młodzieniec siny, słowa nie mogąc wykrztusić
z braku dopływu powietrza zaczyna się dusić.
Zosia prędko złapała z tyłu Tadeusza
i mocne uciśnięcie fachowe nadbrzusza
wykonane przez Zosię to spowodowało,
że obce ciało wnet się wydostało
na zewnątrz i z tak wielka siłą
poszybowało po czym jak bumerang wróciło,
by znów zatkać tchawicę młodzieńca jak korek.
Na szczęście Tadeusz zdążył zamknąć usta w porę.

Kiedy się już najadła kompanija cała,
rozpoczął Jankiel swój genialny koncert na cymbałach,
co ich znalazł we dworze w wielkiej obfitości
zarówno wśród domowników jak również wśród gości.
I buchnęła melodia aż zadrżały ściany,
więc towarzystwo całe puściło się w tany.
"Poloneza czas zacząć" - Podkomorzy woła
za kark chwytając Zosię, prowadzi do koła.
Pan Tadeusz z Gerwazym jako druga para
dotrzymać kroku pierwszej daremnie się stara,
a z tyłu już wyprzedza ich Podkomorzyna
z Sędzią pod pachę. Zaś Jankiel zaczyna
uderzać coraz szybciej i w mocniejsze tony
niczym zwierz jaki dziki i nieposkromiony.
Nagle zdradziecka nuta melodyję zmąca.
Takt się urywa i uczta dobiega wnet końca.

Ostania była uczta na Litwie takowa,
na której wykrzyczano ostatni raz słowa:
"Wiwat sejm, wiwat naród, wiwat król kochany!",
gdyż wszyscy się zatruli jadem kiełbasianym.
I ja także tam byłem, miód i wino piłem,
lecz nie jadłem kiełbasy, dlatego przeżyłem.
I zaraz wszystko w księgach dwunastu opowiem:
"Litwo ojczyzno moja ty jesteś jak zdrowie..."