Wytwory pracy intelektualno - manualnej umieszczone tutaj są mojego autorstwa, zaś podobieństwo do osób i zdarzeń nie jest przypadkowe.
wtorek, 30 grudnia 2014
sobota, 27 grudnia 2014
Bajka kosmologiczno - dialektyczna nie tylko dla dzieci
NIEZWYKŁE WYWODY FILOZOFÓW PRZYRODY
Motto: " Na straganie w dzień targowy
takie słyszy się rozmowy..."
Jan Brzechwa
Powiedział Tales z Miletu,
pierwszy filozof przyrody,
że wszystko, co nas otacza
pochodzi wyłącznie z wody.
Rzekł doń Anaksymander:
"Czcigodny, mądry Talesie,
widzę początek wszechrzeczy
nie w wodzie, ale w bezkresie.
Wszystko się z niego wyłania
mój stary, dzielny druhu,
powodowane jedynie
zasadą wiecznego ruchu".
Nie można było pozwolić,
by mędrcy spierali się sami,
więc włączył się Anaksymenes
i rzekł doń tymi słowami:
"Jakem hylozoista,
chylę przed wami czoła,
lecz sądzę iż pierwszej zasady
należy szukać w żywiołach.
Świat owszem jest bezkresny,
ruch oczywiście jest wieczny,
ale apeiron - początkiem?
Pomysł na wskroś niedorzeczny!
Powietrze, co bezkres wypełnia,
ono zasada wszechrzeczy,
w ilości swej nieskończone.
Czy ktoś mym słowom zaprzeczy?
Jest zmienne: staje się ogniem
wodą, wiatrem, lub chmurą.
Z niego dusza się składa.
Ono wszechświata naturą."
Tu wtrącił się Heraklit
w owych mędrców wywody:
"Jedyną stałą rzeczą w przyrodzie
jest zmienność owej przyrody.
To zmienność jest zasadą,
która tym światem kieruje.
Zmienność ta jest jak ogień,
co w starym piecu buzuje.
Ogień odbywa dwie drogi:
drogę w dół oraz drogę w górę.
To formuje przyrodę
w harmonijną strukturę.
Nad wszystkim stoi Logos -
wielka, kosmiczna siła.
czuwa, by walka przeciwieństw
nigdy się nie skończyła.
Bo tylko dzięki temu
świat nasz istnieje przez wieki.
I niepodobna dwukrotnie
wejść do tej samej rzeki,
bo inne spłynęły w nią wody
i człowiek nie ten sam przecie.
Panta rei, drodzy przyjaciele.
Wszystko zmienne jest na tym świecie".
Rzekł na to Parmenides,
mędrzec powszechnie znany:
"Nie są możliwe w przyrodzie
żadne prawdziwe zmiany.
Traktaty Heraklita
to w dużej mierze jest ściema.
Wszakże nie może powstać
coś z tego, czego nie ma.
Pozorne zmiany w przyrodzie
zjawisk dotyczą jedynie.
Prawdziwy byt jest niezmienny
i donikąd nie płynie.
Kto zechce byt zdefiniować
znajdzie się w wielkim kłopocie.
Można rzec iż do kuli
podobny jest w swej istocie,
nie ma początku ni końca,
jest wieczny w swej niezmienności,
a zatem jest przeciwieństwem
stawania się i mnogości.
Ja swoim rozważaniom
nadaje ten oto tytuł:
Byt wieczny, niezmienny, stały
jest. Za to nie ma niebytu.
Skąd wiemy iż niebytu nie ma?
Bo się go nie da pomyśleć,
a Byt i myśl są ze sobą
powiązane możliwie najściślej."
Tu wtrącił się Empedokles.
Filozof ów z Agrygentu
rzekł: "Widzę iż poprzednicy
narobili zamętu.
Heraklit i Parmenides
nawzajem się zwalczają,
lecz uważam iż obaj
po części rację mają.
Zgadzam się z Parmenidesem
(trudno wszak go nie cenić),
że żadna rzecz innej nie stwarza.
Woda się w rybę nie zmieni.
Popieram też Heraklita,
gdy chodzi o rzeczy złożone
zmieniają się, zaś ich składniki
zostają nie zmienione.
Te proste rzeczy składniki
łącząc się i rozłączając
tworzą wciąż nowe układy
sobą nadal zostając.
A są to cztery żywioły.
To z nich się składa przyroda.
Korzenie wszechrzeczy to ziemia,
ogień, powietrze i woda.
By w ciałach materialnych
łączyły się i dzieliły
zmieniając swoje proporcje,
rządzą nimi dwie siły.
Te siły ja nazywam
miłością oraz niezgodą.
Są one ponad materią
i rządzą całą przyrodą."
Gdy skończył, Anaksagoras
w dyskusji tej się udzielił.
Podobnie jak Empedokles
ruch od materii oddzielił.
Tu jednak postanowił
Empedoklesa poprawić:
"Wszakże całą naturę
coś w ruch musiało wprawić.
To jakiś impuls w materii
przez wir spowodował ruch.
A kto mógł impuls wytworzyć?
rzecz jasna tylko duch".
W tym miejscu na temat ducha
zakończył swe rozważania:
"Duch świat po prostu poruszył,
po czym zaprzestał działania.
Co zaś się tyczy żywiołów,
to nie z nich wszystko powstało,
lecz z różnorakich zarodków,
których w przyrodzie niemało.
Miniaturowe, dla oka
niewidoczne ludzkiego.
One w każdej znajdują się rzeczy.
We wszystkim jest część wszystkiego.
Odezwał się tedy Demokryt:
"Anaksagoras ponoć
twierdzi, że te cząsteczki
dzielą się w nieskończoność.
Ja nadam jego twierdzeniu
status nieprawdziwości.
Istnieje taka cząsteczka,
co kresem jest podzielności.
Ta najmniejsza cząsteczka
niepodzielna, to atom.
Istnieją tylko atomy
i próżnia. Nic poza tą
rzeczywistością jedyną
więcej już nie istnieje.
Zaś próżnia to rodzaj przestrzeni.
Ona niebytem nie jest.
Atomy są trwałe, niezmienne
jakości różnych nie mają,
lecz kształt, położenie, porządek
i w próżni się poruszają.
Łączą się z sobą hakami
i zaczepami różnymi,
w ten sposób tworząc ciała,
co zwą się śmiertelnymi.
Delikatniejsze z atomów
tworzą śmiertelne dusze.
Dzieje się to za sprawą
mechanicznych poruszeń.
Nie ma nadrzędnych celów,
do których atomy dążą.
One tylko w tej próżni
po prostu sobie krążą
i przypadkowo się łączą,
po czym się rozłączają.
Gdy jedne ciała giną,
to inne z nich powstają."
To powiedziawszy Demokryt
uśmiechnął się dobrodusznie
i dodał: "Spieramy się wszyscy
i uważam, że słusznie
każdy teorii swej broni.
I choć wiele nas różni,
to wszyscy jak tu jesteśmy
i tak rozpłyniemy się w próżni".
czwartek, 25 grudnia 2014
Roman Ingarden
Czas unicestwia człowieka w swej przemijalności,
gdyż istnieje on w czasie i nie z konieczności.
Lecz o wschodzie czy zachodzie
Roman zawsze jest-w-ogrodzie,
utrwalony dzięki myśli głębokości.
wtorek, 23 grudnia 2014
Z archiwum Y po renowacji
Zaścianek Dobrzyński - Zajazd
Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński zaścianek
zadziornością szlachciców, bitnością szlachcianek.
Niechaj tylko ktoś obcy zawita w te strony,
zaraz w ruch idą grabie, motyki i brony.
Bo Dobrzyńscy nie lubią nieproszonych gości.
Nie znają oni również pojęcia grzeczności,
bo grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą,
więc chęci do tej nauki Dobrzyńskim nie stało.
Ani do żadnej innej. Za to mieli w cenie
dobro ojczyzny, więc pospolite ruszenie
zwołali pośród szlachty z sąsiedztwa i z dala
pod oryginalnym hasłem: "Kto żyw bij Moskala!"
Bo Dobrzyńscy lubili szukać wszędzie zwady,
a wygląd mieli inny niźli ich sąsiady.
Ich powierzchowność na myśl tezę tę przywodzi,
iż człowiek rzeczywiście od małpy pochodzi.
Jak powiadali starsi i wieść gminna niesie,
są oni brakującym ogniwem w procesie
ewolucji. Pomostem między małpą a człowiekiem.
I nie słyszano nigdy jak wiek wiekiem
o istnieniu na Litwie doskonalszej rasy
pod każdym względem i po wszystkie czasy.
A dzisiaj właśnie o wczesnym poranku
zrobił się rejwach ogromny w zaścianku,
gdyż zjechał tutaj Hrabia i jego drużyna,
oraz inni sarmaci na sejm do Dobrzyna.
I może by radzili tak ze dwie niedziele,
gdyby nie Maciej zwany K u r k i e m n a k o ś c i e l e,
co rozumu miał więcej niż jakie uczone,
a w strategiach mógł równać się z Napoleonem.
Powiedział Maciej: "Jeśli Moskali bić chcecie,
to powiedzcież mi najpierw gdzie wy ich znajdziecie.
Wszak nie uświadczysz tu nawet Prusaka,
co najwyżej można się natknąć na Robaka -
księdza co się naprawdę nazywa Soplica.
Lecz o tym wam nie powiem, bo to tajemnica.
Na to zaś ze stron różnych ozwały się krzyki,
bo szlachta miała wielką chęć do bijatyki.
Wiec Gerwazy wraz z Hrabią rzucili myśl nową,
by uczynić zajazdu celem Soplicowo.
I wstąpił w całą szlachtę znowu duch ochoczy.
Ruszyli co sił w nogach i co koń wyskoczy.
A w Soplicowie nudą od rana powiewa.
Podkomorzy się snuje, Telimena ziewa...
Wszystko wokół spowija ten nastrój niemrawy,
zaś Sędziemu się nagle odezwały stawy
kolanowe, a bardziej ten, co miał w nim wodę.
Wszak i Sędzia i stawy były już niemłode.
Tadeusz podgoliwszy nieco bokobrody
udał się na przechadzkę nad Świtezi wody.
Nie wiedział że szlachcice napadli na zamek,
wchodząc do jego wnętrza bez użycia klamek.
I natknąwszy się najpierw na pana Sędziego
zepchnęli go z krużganka renesansowego,
aż wywinął dwa kozły, zanim pośród kurzu
z twarzą odbitą w betonie leżał na podwórzu.
Następny nawinął się im Podkomorzy.
Kiedy od swej alkowy drzwi chyłkiem otworzył,
przytrzasnęli mu oni głowę tymi drzwiami.
Zaś Protazy się schował między konopiami,
widząc co tam się święci, jednakże konopie
najeźdźcy podpalili i było po chłopie
prawie, lecz zdołał uciec i ocalił życie
w pobliskim stawie gasząc swe okrycie.
Podkomorzyna zaś dostała żyrandolem w głowę,
tak że aż jej na chwile odebrało mowę.
Również Jankiela dopadli i starym zwyczajem
oberwał on solidnie po plecach nahajem.
Zaś na Wojskiego zepchnęli całą stertę polan,
tak iż odczuł on nagłą niestabilność kolan.
Na szczęście pan Tadeusz z odsieczą się zjawił
i jak heros z wszystkimi na raz się rozprawił.
Po czym jak wszyscy wspaniali książęta - herosi
otrzymał pół królestwa oraz rękę Zosi.
Jednak ręki odmówił, gdyż nie chciał dziewczyny
pozbawiać tak potrzebnej jej górnej kończyny.
Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński zaścianek
zadziornością szlachciców, bitnością szlachcianek.
Niechaj tylko ktoś obcy zawita w te strony,
zaraz w ruch idą grabie, motyki i brony.
Bo Dobrzyńscy nie lubią nieproszonych gości.
Nie znają oni również pojęcia grzeczności,
bo grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą,
więc chęci do tej nauki Dobrzyńskim nie stało.
Ani do żadnej innej. Za to mieli w cenie
dobro ojczyzny, więc pospolite ruszenie
zwołali pośród szlachty z sąsiedztwa i z dala
pod oryginalnym hasłem: "Kto żyw bij Moskala!"
Bo Dobrzyńscy lubili szukać wszędzie zwady,
a wygląd mieli inny niźli ich sąsiady.
Ich powierzchowność na myśl tezę tę przywodzi,
iż człowiek rzeczywiście od małpy pochodzi.
Jak powiadali starsi i wieść gminna niesie,
są oni brakującym ogniwem w procesie
ewolucji. Pomostem między małpą a człowiekiem.
I nie słyszano nigdy jak wiek wiekiem
o istnieniu na Litwie doskonalszej rasy
pod każdym względem i po wszystkie czasy.
A dzisiaj właśnie o wczesnym poranku
zrobił się rejwach ogromny w zaścianku,
gdyż zjechał tutaj Hrabia i jego drużyna,
oraz inni sarmaci na sejm do Dobrzyna.
I może by radzili tak ze dwie niedziele,
gdyby nie Maciej zwany K u r k i e m n a k o ś c i e l e,
co rozumu miał więcej niż jakie uczone,
a w strategiach mógł równać się z Napoleonem.
Powiedział Maciej: "Jeśli Moskali bić chcecie,
to powiedzcież mi najpierw gdzie wy ich znajdziecie.
Wszak nie uświadczysz tu nawet Prusaka,
co najwyżej można się natknąć na Robaka -
księdza co się naprawdę nazywa Soplica.
Lecz o tym wam nie powiem, bo to tajemnica.
Na to zaś ze stron różnych ozwały się krzyki,
bo szlachta miała wielką chęć do bijatyki.
Wiec Gerwazy wraz z Hrabią rzucili myśl nową,
by uczynić zajazdu celem Soplicowo.
I wstąpił w całą szlachtę znowu duch ochoczy.
Ruszyli co sił w nogach i co koń wyskoczy.
A w Soplicowie nudą od rana powiewa.
Podkomorzy się snuje, Telimena ziewa...
Wszystko wokół spowija ten nastrój niemrawy,
zaś Sędziemu się nagle odezwały stawy
kolanowe, a bardziej ten, co miał w nim wodę.
Wszak i Sędzia i stawy były już niemłode.
Tadeusz podgoliwszy nieco bokobrody
udał się na przechadzkę nad Świtezi wody.
Nie wiedział że szlachcice napadli na zamek,
wchodząc do jego wnętrza bez użycia klamek.
I natknąwszy się najpierw na pana Sędziego
zepchnęli go z krużganka renesansowego,
aż wywinął dwa kozły, zanim pośród kurzu
z twarzą odbitą w betonie leżał na podwórzu.
Następny nawinął się im Podkomorzy.
Kiedy od swej alkowy drzwi chyłkiem otworzył,
przytrzasnęli mu oni głowę tymi drzwiami.
Zaś Protazy się schował między konopiami,
widząc co tam się święci, jednakże konopie
najeźdźcy podpalili i było po chłopie
prawie, lecz zdołał uciec i ocalił życie
w pobliskim stawie gasząc swe okrycie.
Podkomorzyna zaś dostała żyrandolem w głowę,
tak że aż jej na chwile odebrało mowę.
Również Jankiela dopadli i starym zwyczajem
oberwał on solidnie po plecach nahajem.
Zaś na Wojskiego zepchnęli całą stertę polan,
tak iż odczuł on nagłą niestabilność kolan.
Na szczęście pan Tadeusz z odsieczą się zjawił
i jak heros z wszystkimi na raz się rozprawił.
Po czym jak wszyscy wspaniali książęta - herosi
otrzymał pół królestwa oraz rękę Zosi.
Jednak ręki odmówił, gdyż nie chciał dziewczyny
pozbawiać tak potrzebnej jej górnej kończyny.
wtorek, 16 grudnia 2014
Z cyklu Pan Tadeusz i inne dziady: Grzybobranie
Ustalono we dworze, że tuż po śniadaniu
wszyscy mieszkańcy wezmą udział w grzybobraniu.
A że od jadła wielkie ciążyły im brzuchy,
snuli się pośród gaju jako smętne duchy,
przechylając na boki tudzież w przód korpusy,
zgięci w pół, albo bardziej, niczym cosinusy.
Już to znienacka stając się wyprostowani,
tak iż przywalił który komuś z bani,
aż zadzwonił im obu w głowach cymbał brzmiący.
A grzybów było mnóstwo, zwłaszcza tych trujących.
Były tam rydze, gąski, kurki, borowiki,
koźlarze, kanie czubajki oraz sromotniki,
a także podwinięte pod brzozą krowiaki.
Zaś Tadeusz, ujrzawszy w trawie dwa maślaki,
w ich stronę bezszelestnie niczym duch pomyka,
by kto inny nie włożył do swego koszyka
tych skarbów. Nagle Hrabia doskoczył z ukosa
i sprzątnął grzyby wprost sprzed Tadeusza nosa.
Tadeusz smutny usiadł na skraju polany.
Przez nikogo nie będąc tam obserwowany,
spojrzał oczyma smutnymi, jak morza bezdenne.
Spojrzał - i ujrzał grzyby halucynogenne.
Jego twarz radosnego nabrała wyrazu,
więc miast dać do koszyka spożył je od razu.
Wnet odmiennego doświadczył on rzeczy oglądu,
oraz zaburzeń percepcji ze strony narządu
wzroku. I ujrzał teatr, a na środku sceny
niedźwiedzia z twarzą Wojskiego, w sukni Telimeny.
Krzyknął Tadeusz: " Teatr mój widzę ogromny!".
Po chwili zwymiotował i padł nieprzytomny.
Tymczasem towarzystwo zwarło się w szeregi
i powracało. Jedni z pełnymi po brzegi
koszami, zaś inni z pustymi koszyki.
Wojski natomiast zbierał tylko sromotniki,
słysząc że można za życia swojego
zjeść je raz jeden tyko - chciał wiedzieć dlaczego.
Wnet towarzystwo do dworu dotarło z wyprawy
pośród przekomarzania, umizgów i wrzawy.
Bo na kuchni w saganach obiad już się warzył.
Zaś braku Tadeusza nikt nie zauważył.
Nawet Zosia, co wedle stołu się krzątała
i jako nimfa Hrabiemu się ona widziała,
a jej przecudne lico pokryły wnet pąsy,
gdyż zahaczyła widelcem o Hrabiego wąsy.
Dopiero potem uwagę zwrócili sąsiedzi,
że Tadeusz przy stole z nimi dziś nie siedzi.
Lecz nie było powodu zaniechać obiadu.
W tych lasach ludzie często znikali bez śladu.
Przypuszczano, iż w borach tych mieszkają zbóje.
Słyszano też, że zwierz straszny po chaszczach grasuje.
Może wilk to drapieżny albo niedźwiedź jaki
porachował mu kości oraz wypruł flaki.
Nagle drzwi się otwarły i wszedł jakiś człowiek -
wzrok dziki, suknia plugawa, obrzęk obu powiek.
Na sukni treść żołądka zostawiła ślady.
"To Tadeusz" - rzekł Wojski - "Spójrzcie jaki blady".
I zakrzyknęła Zosia: "Pan Tadeusz żyje!
A myślałam, że na nim kwitną już lilije".
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Monady
Postanowiły petycję u Leibniza złożyć,
by tezę o klimatyzacji zechciał im założyć.
Bo gdy jakaś monada
jest słaba albo blada,
okna sobie nie może otworzyć.
niedziela, 14 grudnia 2014
Z archiwum Y po renowacji
Doktor Judym
"Ja rozwalę te śmierdzące nory!" -
wykrzyknął doktor Judym, po czym odkręcił zawory
z gazem. A po chwili kamienica cała
z hukiem eksplodowała.
Nikt Judymowi tego nie zapomni,
gdyż tak powstali "Ludzie bezdomni".
piątek, 12 grudnia 2014
Z archiwum Y po renowacji
Polowanie, czyli popisy koła łowieckiego z Soplicowa
Postanowiono, że dzisiaj zanim słońce wstanie
mieszkańcy Soplicowa urządzą polowanie,
aby podtrzymać zwyczaj kniazi sprzed stuleci,
którzy wśród borów, pośród wichrów i zamieci,
napiwszy się uprzednio nalewki i grogu,
nie wiedzieli, czy zwierza ścigają czy wrogów;
albo przez chaszcze uciekali pełni trwogi,
gdy oblicze swe ku nim zwrócił niedźwiedź srogi.
I umknąwszy przez knieje od zwierza strasznego
znaleźli swe schronienie w barszczu Sosnowskiego.
O! Knieje! To tu do was przyjeżdżał na łowy
ostatni Kniaź Bronisław nazwany "borowym",
co w wypowiedziach był podobny do Plutarcha,
ostatni taki na Litwie myśliwy monarcha.
Chłop jak dąb, zwykł zawsze zakładać ochraniacz na czoło,
gdyż drzewem mógłby się wydać rozlicznym dzięciołom.
Upłynęło od tamtych dni czasu nie mało.
I dziś zwierzyny dzikiej w lesie tym nie stało,
więc zwolennicy łowów wykoncypowali,
a zgodę wyrazili wszyscy pozostali,
aby wieśniacy mogli udawać zwierzęta,
(wszak tradycja polowań dla szlachty rzecz święta),
i by przed polowaniem losy wyciągając,
określić kto dziś będzie niedźwiedź a kto zając,
kto lis, kto kuropatwa, a kto zaś rogaczem.
A który się okaże najlepszym biegaczem,
to historia oceni, teraz szkoda czasu.
Niechajże już zwierzyna pobiegnie do lasu!
I ruszyli niechybnie ile w nogach pary,
a za nimi po chwili poszły w las ogary.
Za ogarami galopem już Gerwazy ruszył,
mając nadzieję niedźwiedzia trafić ze swej kuszy,
gdyż dziś niedźwiedzia niejaki Domejko udawał,
o którym sądził Gerwazy, ze to łotra kawał.
Za nim podążył Wojski i jego muzyka,
potrafiąca wypłoszyć zwierza z matecznika.
Pan Tadeusz skończywszy właśnie pić herbatę,
też ruszył taszcząc z sobą niewielką armatę,
gdyż Hrabia, któren przed nim pokonywał górkę,
zabrał z dworu Sopliców jedyną dwururkę.
Tuż za nimi ostatni z myśliwych podążył -
ksiądz Robak, któremu wielki sekret ciążył
na sercu, zaś od wczoraj ciążyła mu głowa.
Dzierżył on na ramieniu swym kałasznikowa.
To polowanie było udane nadzwyczaj,
uwieńczone trofeum, jak każe obyczaj.
Najcelniej strzelał ksiądz Robak, gdyż odstrzelił głowę
japońskiemu turyście swym kałasznikowem,
bo turystów w tych lasach wielu przebywało.
Natomiast pan Tadeusz wstąpiwszy na działo,
ustrzelił trzech Moskali i rozwalił ściany
starego zamku Horeszków. Łowów tak udanych
nie znała wcześniej historia, a onych pokłosie
wylądowało całe w litewskim bigosie.
środa, 10 grudnia 2014
Marks
Powiedział pewien jegomość,
że byt określa świadomość.
Powtórzył za nim drugi -
teraz leży jak długi
w mauzoleum - wiecznie żywy ponoć.
wtorek, 9 grudnia 2014
Hegel
Kiedy tezę z antytezą chciał scalić,
nagle spadł z dialektycznej spirali.
A już biedny chłopisko
Absolutu był blisko.
I tak własną teorię obalił.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Nietzsche
Wielu mędrcom Fryderyk Nietzsche zabił ćwieka,
w kwestii możności osiągnięcia stanu nadczłowieka.
Bo choćbyś wstąpił do cyrkowej trupy,
to nie podskoczysz wyżej własnej du*y,
nawet gdy żywy ogień z dołu cię przypieka.
*p
niedziela, 7 grudnia 2014
Z archiwum Y po renowacji
Wojski
Takich jak imć pan Wojski niewielu zostało,
co jednym strzałem czterech moskali trafiało,
a do tego dwóch innych jeszcze rykoszetem.
Lecz niestety, pan Wojski zginął przez kobietę
fatalną, którą była ślepawa gosposia.
Będąc pewną iż mierzy do samicy łosia,
postanowiła rychło z dwururki wypalić.
To polowanie będą wszyscy pamiętali
długo i przekazywac będą swoim wnukom,
okraszając opowieść stosowną nauką,
nie pozbawioną, rzecz oczywista morału -
że kto strzela, ten może sam zginąć od strzału,
że nie nabita strzelba też czasem wypala,
że groźniejsza gosposia wtenczas od moskala.
Aby się jednak zbytnio nie minąć z tematem,
do imć pana Wojskiego powróćmy. A zatem,
natenczas Wojski trafił mimo swojej woli
na łono Abrahama. Tylko róg bawoli,
(na którym był wygrywał muzykę swej duszy,
wypłaszając po kniejach wszystko co ma uszy),
długi niczym wąż boa, cętkowany kręty,
w usta Wojskiego został na zawsze wciśnięty.
czwartek, 4 grudnia 2014
Tomasz z Akwinu
Chciał Akwinata dla potomności,
opisać Boga w Jego boskości.
I gdy pełen zachwytu
szedł po drabinie bytów,
spostrzegł nagle, że ma lęk wysokości.
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Popadł Tomasz z Akwinu w zadumę
nad tym, co można pojąć rozumem.
Myślał Tomasz i myślał,
aż mu umysł ześciślał,
po czym stworzył kolejną Summę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)