wtorek, 16 grudnia 2014

Z cyklu Pan Tadeusz i inne dziady: Grzybobranie


Ustalono we dworze, że tuż po śniadaniu
wszyscy mieszkańcy wezmą udział w grzybobraniu.
A że od jadła wielkie ciążyły im brzuchy,
snuli się pośród gaju jako smętne duchy,
przechylając na boki tudzież w przód korpusy,
zgięci w pół, albo bardziej, niczym cosinusy.

Już to znienacka stając się wyprostowani,
tak iż przywalił który komuś z bani,
aż zadzwonił im obu w głowach cymbał brzmiący.
A grzybów było mnóstwo, zwłaszcza tych trujących.

Były tam rydze, gąski, kurki, borowiki,
koźlarze, kanie czubajki oraz sromotniki,
a także podwinięte pod brzozą krowiaki.
Zaś Tadeusz, ujrzawszy w trawie dwa maślaki,
w ich stronę bezszelestnie niczym duch pomyka,
by kto inny nie włożył do swego koszyka
tych skarbów. Nagle Hrabia doskoczył z ukosa
i sprzątnął grzyby wprost sprzed Tadeusza nosa.

Tadeusz smutny usiadł na skraju polany.
Przez nikogo nie będąc tam obserwowany,
spojrzał oczyma smutnymi, jak morza bezdenne.
Spojrzał - i ujrzał grzyby halucynogenne.

Jego twarz radosnego nabrała wyrazu,
więc miast dać do koszyka spożył je od razu.
Wnet odmiennego doświadczył on rzeczy oglądu,
oraz zaburzeń percepcji ze strony narządu
wzroku. I ujrzał teatr, a na środku sceny
niedźwiedzia z twarzą Wojskiego, w sukni Telimeny.
Krzyknął Tadeusz: " Teatr mój widzę ogromny!".
Po chwili zwymiotował i padł nieprzytomny.

Tymczasem towarzystwo zwarło się w szeregi
i powracało. Jedni z pełnymi po brzegi
koszami, zaś inni z pustymi koszyki.
Wojski natomiast zbierał tylko sromotniki,
słysząc że można za życia swojego
zjeść je raz jeden tyko - chciał wiedzieć dlaczego.

Wnet towarzystwo do dworu dotarło z wyprawy
pośród przekomarzania, umizgów i wrzawy.
Bo na kuchni w saganach obiad już się warzył.
Zaś braku Tadeusza nikt nie zauważył.
Nawet Zosia, co wedle stołu się krzątała
i jako nimfa Hrabiemu się ona widziała,
a jej przecudne lico pokryły wnet pąsy,
gdyż zahaczyła widelcem o Hrabiego wąsy.

Dopiero potem uwagę zwrócili sąsiedzi,
że Tadeusz przy stole z nimi dziś nie siedzi.
Lecz nie było powodu zaniechać obiadu.
W tych lasach ludzie często znikali bez śladu.

Przypuszczano, iż w borach tych mieszkają zbóje.
Słyszano też, że zwierz straszny po chaszczach grasuje.
Może wilk to drapieżny albo niedźwiedź jaki
porachował mu kości oraz wypruł flaki.

Nagle drzwi się otwarły i wszedł jakiś człowiek -
wzrok dziki, suknia plugawa, obrzęk obu powiek.
Na sukni treść żołądka zostawiła ślady.
"To Tadeusz" - rzekł Wojski - "Spójrzcie jaki blady".
I zakrzyknęła Zosia: "Pan Tadeusz żyje!
A myślałam, że na nim kwitną już lilije".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz