Z archiwum Y po renowacji
Polowanie, czyli popisy koła łowieckiego z Soplicowa
Postanowiono, że dzisiaj zanim słońce wstanie
mieszkańcy Soplicowa urządzą polowanie,
aby podtrzymać zwyczaj kniazi sprzed stuleci,
którzy wśród borów, pośród wichrów i zamieci,
napiwszy się uprzednio nalewki i grogu,
nie wiedzieli, czy zwierza ścigają czy wrogów;
albo przez chaszcze uciekali pełni trwogi,
gdy oblicze swe ku nim zwrócił niedźwiedź srogi.
I umknąwszy przez knieje od zwierza strasznego
znaleźli swe schronienie w barszczu Sosnowskiego.
O! Knieje! To tu do was przyjeżdżał na łowy
ostatni Kniaź Bronisław nazwany "borowym",
co w wypowiedziach był podobny do Plutarcha,
ostatni taki na Litwie myśliwy monarcha.
Chłop jak dąb, zwykł zawsze zakładać ochraniacz na czoło,
gdyż drzewem mógłby się wydać rozlicznym dzięciołom.
Upłynęło od tamtych dni czasu nie mało.
I dziś zwierzyny dzikiej w lesie tym nie stało,
więc zwolennicy łowów wykoncypowali,
a zgodę wyrazili wszyscy pozostali,
aby wieśniacy mogli udawać zwierzęta,
(wszak tradycja polowań dla szlachty rzecz święta),
i by przed polowaniem losy wyciągając,
określić kto dziś będzie niedźwiedź a kto zając,
kto lis, kto kuropatwa, a kto zaś rogaczem.
A który się okaże najlepszym biegaczem,
to historia oceni, teraz szkoda czasu.
Niechajże już zwierzyna pobiegnie do lasu!
I ruszyli niechybnie ile w nogach pary,
a za nimi po chwili poszły w las ogary.
Za ogarami galopem już Gerwazy ruszył,
mając nadzieję niedźwiedzia trafić ze swej kuszy,
gdyż dziś niedźwiedzia niejaki Domejko udawał,
o którym sądził Gerwazy, ze to łotra kawał.
Za nim podążył Wojski i jego muzyka,
potrafiąca wypłoszyć zwierza z matecznika.
Pan Tadeusz skończywszy właśnie pić herbatę,
też ruszył taszcząc z sobą niewielką armatę,
gdyż Hrabia, któren przed nim pokonywał górkę,
zabrał z dworu Sopliców jedyną dwururkę.
Tuż za nimi ostatni z myśliwych podążył -
ksiądz Robak, któremu wielki sekret ciążył
na sercu, zaś od wczoraj ciążyła mu głowa.
Dzierżył on na ramieniu swym kałasznikowa.
To polowanie było udane nadzwyczaj,
uwieńczone trofeum, jak każe obyczaj.
Najcelniej strzelał ksiądz Robak, gdyż odstrzelił głowę
japońskiemu turyście swym kałasznikowem,
bo turystów w tych lasach wielu przebywało.
Natomiast pan Tadeusz wstąpiwszy na działo,
ustrzelił trzech Moskali i rozwalił ściany
starego zamku Horeszków. Łowów tak udanych
nie znała wcześniej historia, a onych pokłosie
wylądowało całe w litewskim bigosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz